środa, 16 kwietnia 2014

"Łaciaki" - 26 kwietnia spotkanie z Anią Sławińską i jej patchworkami

Od kilku lat szyję patchworki techniką wymyśloną przez siebie. Z pozoru niedbale poukładane szmatki układają się w zaplanowaną całość. Niektóre z moich patchworków składają się z kilku tysięcy łatek. To są spore prace. Na takich dopiero widać grę kolorów.
Moje patchworki wywołują różne reakcje, niektórym podobają się bardzo, a inni kręcą nosem i mówią: "przecież to łapacze kurzu". Na pytanie o to jak je konserwować odpowiadam niezmiennie: "tak samo jak arrasy" :).
Dla mnie szczególnie cenne są opinie koleżanek "po igle". Na wystawie polskiego patchworku na Textil-Art Berlin 2013 quilterki z różnych krajów oglądały je z dużym zainteresowaniem. Jeden z patchworków sprzedał się też na aukcji sztuki w Dessie Unicum.
Namawiano mnie, żebym pokazała, jak to robię. Po fajnych zajęciach autorskich z Danką Kruszewską i Kasią Małyszko i ja zdecydowałam się pokazać jak szyję swoje "łaciaki". Zapraszam.




niedziela, 13 kwietnia 2014

Maki w kwietniu?

Ostatni, wreszcie naprawdę wiosenny weekend, w naszej szkole upłynął pod znakiem trójkątów. To o kształtach. A kolory? Oczywiście wszystkim udzielił się radosny wiosenny nastrój. Słońce i zieleń, która wreszcie "buchnęła", nastroiły nas do sięgania po radosne szmatki. W piątek i sobotę były dwa kursy z podstaw patchworku. A w niedzielę szyłyśmy confetti.
Zaczniemy od końca.
Na polu i w ogrodzie zakwitły kwiaty i tak powiało również latem. Takie prace uszyły Magda i Monika. Czyż nie impresjonistki?



A wcześniej były trójkąty w różnych postaciach. Zwykle dynamiczne, wirujące, radosne. My też takie byłyśmy :).









środa, 2 kwietnia 2014

Witraże szyte na maszynie

Pociągały mnie od dawna. Ja w ogóle kiedyś nie wyobrażałam sobie, że coś takiego można uszyć. Skleić ze szkiełek, to co innego, ale uszyć na maszynie?
Na kursie w ostatni weekend poznałyśmy kilka technik szycia witraży. To pracochłonna zabawa. Niektóre z witraży wymagają jeszcze trochę pracy, ale już teraz widać, że prezentują się bardzo ciekawie.
Tak na kursie wyglądał witraż Joli.


A tak witraż wygląda dzisiaj. Ma już przyszyte lamówki, ale jeszcze czaka na decyzję o pikowaniu. Kolory są trochę inne - wiecie jak to jest z aparatami fotograficznymi :).


Taki witraż zaprojektowała Teresa.


A taką "wyklejankę" zrobiła Marzena.



Ja kiedyś do witraży podchodziłam jak pies do jeża. Przekonałam się do tej techniki po uszyciu witrażowej róży, ale ciągle myślałam jak uprościć ten proces. Nie dawało mi to spokoju.
Mój przyjaciel znalazł w internecie lamownik dołączany do maszyny, dzięki któremu szycie witraży może być dużo łatwiejsze. Już dawno zamówiłam ten lamownik, ale dostawca zapodział gdzieś paczkę  i dostałam go dosłownie w przeddzień kursu na temat szycia witraży. Byłam bardzo ciekawa jak będzie się używać tego urządzenia. W piątek po godzinie 15 zabrałam się do komponowania witrażu. Po jakichś trzech godzinach moja praca wyglądała tak.


Po następnych trzech godzinach szycia miałam już przyszyte wszystkie czarne lamówki. Nie zrobiłam niestety zdjęcia, bo śpieszyłam się już do Warszawy na jutrzejsze zajęcia z witraży.
W sobotę razem z naszymi kursantkami siadłam do maszyny i przepikowałam wszystkie pola witrażu. Najwięcej czasu zajęło mi dobieranie nici w odpowiednim kolorze.


Pozostało jeszcze doszycie lamówki. Tak prezentuje się mój witraż teraz. Ma 72 na 72 cm.


Lamownik, który wykorzystywałam do szycia tego patchworku wygląda tak:


Opiszę dokładnie jak to wszystko działa.
  • Lamownik jest przykręcany do maszyny. Każda maszyna ma z boku taką śrubę mocującą korpus. Trzeba ją odkręcić i tam przymocować lamownik. 
  • Jego czubek prowadzi zwiniętą już lamówkę bezpośrednio pod stopkę maszyny. 
  • Ja kupiłam lamownik dający lamówkę szrokości 10 mm. 
  • Trzeba do niego użyć skośnych kawałków materiału o szerokości 22 mm. Nawet ich za bardzo nie prasowałam przed przyszywaniem. 
  • Zastosowałam podwójną igłę o rozstawie 6 mm.
  • Wcześniej przyszyłam sobie materiały do podkładu czarną nitką bardzo blisko brzegu jednego z materiałów. Materiały nachodziły jeden na drugi.
  • Nawlekłam dwie szpulki jednakowych czarnych nici.
  • Nastawiłam naciąg górnych nici dość luźno (u mnie 2).
  • Prowadziłam środek stopki maszyny po czarnym szwie  - granicy dwóch materiałów.
  • Jednym szwem przyszywałam lamówkę na granicy dwóch materiałów.
Na razie uszyłam tylko jeden witraż, ale na pewno (!!!!!) uszyję więcej, bo to naprawdę robi się bardzo szybko.
I na koniec jeszcze moje uwagi po tych kilku godzinach szycia:
  • Moja pierwsza praca wyglądała tak, że lamówka trochę ją pościągała - potem pikowanie zniwelowało to.
  • Żeby tego uniknąć należy:
    - używać zwykłej stopki, a ja "z rozpędu" szyłam stopką z górnym transportem a podajniki były na zewnątrz lamówki
    - lepiej jest wcześniej zrobić pikowanie pracy a potem przyszyć lamówki - patchwork jest wtedy sztywniejszy i też łatwiej można pikować, nie trzeba uważać, żeby nie wjechać kolorową nitką na czarną lamówkę
    - jako lamówkę używać raczej cienkiego materiału, ja miałam dość gruby, który dawał pewien opór przy przechodzeniu przez lamownik. Przy następnej pracy użyję czarnego batystu.
  • Ten sposób szycia witraży można stosować do prostych szwów i dużych łuków. Najmniejszy łuk jaki uszyłam ładnie miał promień 10 cm. Myślę, że dojdę do większej wprawy.
  • Uczyłam się skręcać pod różnym kątami, ale muszę jeszcze potrenować.
Jestem bardzo ciekawa, czy odkryłam swoją Amerykę, czy też na świecie tak się szyje witraże, a ja byłam tylko niedoinformowana. Jakby nie było, to ta zabawa dała mi bardzo dużo radości i może przyda się jeszcze komuś.

Rybki i ptaszki pod okiem Kasi Małyszko

Już ponad dwa tygodnie minęły od zajęć z Kasią Małyszko, a ja "jestem w lesie" z pisaniem o nich.
Było świetnie!



Kasia przyniosła swoje "makałatki" i opowiadała nam o nich. O chłopie na furze, kolorowej Fridzie, mandali i oczach prezydenta. Bardzo ciekawe historie uzupełniające kapitalne prace. Mnie coraz bardziej korci, żeby uszyć monidło.
W drugiej części kursu zabrałyśmy się za szycie metodą aplikacji odwróconej  - mola. Maszyny poszły w kąt. Zaczęłyśmy od rysowania projektów i doboru materiałów. Ja miałam wielką frajdę, żeby też wziąć igłę w rękę i szyć razem z innymi uczennicami. Nie szło mi na początku, jednoczesne podwijanie brzegów materiału i przyszywanie ich sprawiało mi trudności. Z zazdrością patrzyłam jak świetnie radziły sobie Ania czy Magda. Powolutku spod naszych igieł zaczęły wyłaniać się zwierzątka. Jakoś tak się złożyło, że tym razem na kursie zagościła fauna.
Nie udało nam się skończyć prac. Są czasochłonne, ale bardzo efektowne. Obiecuję pokazać je tutaj albo na Facebooku, gdy już dostanę zdjęcia gotowych mola's.
To nasze ptaszki i rybki.





My szyłyśmy nasze makatki, a Kasia, ucząc nas jednocześnie, uszyła taką fajną rybę.


Mnie bardzo spodobała się jaszczurka, nie przypuszczałam jednak, że to zwierzątko spłata mi psikusa, który tak opóźni publikację tego posta.
Wymyśliłam sobie, żeby na grzbiecie jaszczurki przyszyć zygzak. Na żółtym płótnie znikającym flamastrem namalowałam kreski, które pomogły mi w wycinaniu i przyszywaniu wzorku. Czekałam dwa tygodnie, żeby ślady po flamastrze znikły. Na próżno. Nie pomagał spirytus, proszek, mydło. Są tam dalej. Może trochę jaśniejsze niż na początku, ale ciągle wyraźne. Wczoraj poddałam się i na zygzaku, tym samym flamastrem, domalowałam pokaźne kropki.

,

Jaszczurka jednak dalej nie chciała wyjść ze swojej nory. Gdy przycinałam obrazek, to zrobiłam jeden bok dłuższy od drugiego o cały centymetr. Zauważyłam to dopiero, gdy obrazek już wisiał na ścianie. I tak dzisiejszy dzień zaczęłam od prucia.
Mimo tych kłopotów nie zrezygnuję z szycia mola's. Polubiłam tę technikę i na pewno wrócę do niej na plaży albo nad jeziorem, gdy będę z daleka od maszyny do szycia. Kasiu, to dzięki Tobie. Dziękuję Ci bardzo.