Zaczęło się od tego, że na drugie spotkanie przyjechała do nas Bożena Wojtaszek, patchworkowa artystka, autorka bloga The Textile Cuisine.
Bożena tym razem też przywiozła swoje patchworki, i znowu spędziłyśmy nad nimi sporo czasu, oglądając smaki i smaczki artystycznej kuchni Bożeny.
A potem wzięłyśmy się do szycia i powstał dalszy ciąg naszego patchworkowego osiedla, czyli kolejne domki.
W kwietniu i maju Bożena poprowadzi dwa kolejne kursy. Chcemy "zazielenić" naszą patchworkową ulicę i uszyć drzewa i ogrody. Znowu zapowiada się ciekawie.
Niedziele zaczęła się od szycia po łuku. Tak dla wprawy każda z uczestniczek uszyła po jednej ćwiartce koła. Jak to się stało, że wszystkie do siebie pasują, mimo, że dziewczyny nie umawiały się z jakich materiałów będą szyły?
Po tych ćwiczeniach przyszedł czas na zabawę zasadniczą czyli szycie krajobrazów.
To chyba mój ulubiony kurs. Tu wszystko jest dozwolne, materiały, technika, wielkość.... Bardzo lubię patrzeć jak uczestniczki zajęć dają się ponieść fantazji. Zdarza się, że projekty są ambitne i nie wystarcza czasu, żeby je skończyć. Tak było i tym razem, ale nawet te nieskończone krajobrazy bardzo mi się podobają.
Czasem dziewczyny przynoszą nam swoje "prace domowe". Cieszę się, że mogę je Wam pokazać.
Na zajęciach z szycia portretów Hania nie skończyła portretu męża, ale popracowała nad nim w domu i efekt jest znakomity. Szczególnie zachwyciły mnie włosy i wąsy. A najważniejsze, że portretowany też jest bardzo zadowolony.
Anneczka pokazała nam swoją pracę, która jest połączeniem stitch & slash i chenille. Niezwykle dynamiczna i energetyczna :).
W poniedziałek zajęłyśmy się mozaikami i witrażami. Mimo, że za oknem było szaro i buro, to u nas szalały kolory.
Dwie pierwsze prace są mozaikami, a kot będzie witrażem. Powstawał jeszcze jeden witraż, ale wymaga jeszcze trochę pracy. Dziewczyny obiecały, że przyślą zdjęcia skończonych prac, a ja obiecuję, że pokażę je Wam tutaj.
To jest właśnie witraż Hanki, skończony w domu. Lamówki są przyszywane podwójną igłą.
Nasze najbliższe kursy to zajęcia z podstaw patchworku, confetti oraz pikowanie i wykończanie prac.
O pikowaniu napiszę niebawem oddzielnie. Będzie specjalna okazja, bo w szkole pojawiło się marzenie każdej quilterki, czyli JUKI TL-2200QVP – Long Arm.
Te spotkania z Bożeną Wojtaszek, na pewno spodobałyby mi się - tak samo jak jej prace :) Portret też mnie zachwycił, jest niezwykle starannie dopracowany :) Reszta prac jest również bardzo ładna, krajobrazy zapowiadają się wspaniale - zdolne te Twoje kursantki Aniu :)
OdpowiedzUsuńKarolina, dziewczyny rozwijają się fantastycznie. Na pierwszych spotkaniach niektóre z nich były nieśmiałe, a teraz to po prostu szaleją. Mam na myśli oczywiście szaleństwo w "środkach artystycznego wyrazu" ;). Aż przyjemnie patrzeć.
UsuńKarolina - o ile zwykle na szkoły się psioczy to ta jest chlubnym wyjątkiem. Pewnie dlatego, że tu nie obowiązuje żaden klucz ani podstawa programowa tylko indywidualny rozwój artystycznych osobowości (ach, ale poważnie zabrzmiało!).
OdpowiedzUsuńAnia stworzyła tu taką atmosferę, że wiedza sama wchodzi.
I to nie jest tylko moje zdanie - mówią o tym wszystkie uczestniczki, a potwierdza fakt, że po spróbowaniu chcą więcej :)
No tak, dziennika nie ma, pał nie stawiają.... Muszę się nad tym zastanowić ;)
UsuńAniu, ja stała kursanta potwierdzam, to wielka przyjemność chodzić do twojej szkoły a czas tam spędzony umilał mi ostatnie niedziele.
OdpowiedzUsuńa jak się ma takie chętne i zdolne uczennice jak Ty, to uczenie odbywa się tak mimochodem, bez wysiłku :)
UsuńCieszę się, że spotkania są udane - sama chętnie wzięłabym udział w jednym z nich...
OdpowiedzUsuń